Szklarenka do reanimacji siewek i keiki w 5 sekund - szybciej niż dochodzi zupa błyskawiczna

Si vis pacem parabellum, jak to mawiała moja nauczycielka od łaciny w liceum.

Pozdrawiam Panią serdecznie w tym miejscu (jeśli tylko kiedykolwiek uda się to Pani przeczytać).
I tak, potwierdzam - nadal hoduję karaluchy w zlewie.
Taka anegdotka - kiedyś Pani wspomniana zapytała jakie mamy zwierzątka w domu.
Wszyscy, no kurdę wszyscy! coś mieli.
Ja, alergik pierwszej klasy, nie chciałem gorszym być.
Rzuciłem na odlew, że właśnie te karaluszki hoduję.
A, że pałę dostałem, to mi się przykro zrobiło, bo Pani nie pokusiła się o to by udowodnić, że kłamię.
Nie odbyła się wizja lokalna mająca na celu demaskację mojego przykrego zachowania!
No, ale mniejsza z tym, bo nie o tym.

Si vis pacem parabellum, powtarzam.
Miało być tak pięknie, traktowana keiki paste bądź hormonami u hodowcy Phal. lueddemanniana po zakupie wytworzyła na kilku skróconych już pędach 9 keiki.
Korzenie zdrewniałe, ale się trzymała.
Wypuszczała liście po 4-5 cm, ale jednak walczyła.
Keiki rosły jak szalone, za to roślina mateczna marniała w oczach.
Obecnie doszło do martwicy dużej części trzonu u dołu, a co za tym idzie roślina zasuszyła 2 pędy, na których znajdowały się 4 młode rośliny praktycznie bez korzeni (najdłuższy u jednego z nich ma 2 cm niecałe).

Można by się poddać i mieć święty anielski spokój bądź zakasać usmarkane rękawy i wytoczyć złośliwości losu wojnę.
Ja broni w geście poddania nie rzucam w krzaki i nie uciekam z gołym tyłkiem do mamusi.
Prawdziwy facet musi umieć bronić życia domowników przed łajdactwem wszelakim i "złemi urokami".

Myśląc niewiele, bo nigdy do myślących intensywnie nie należałem, wpadłem na genitalny wręcz pomysł, iście przebiegły i taki, na który wpaść mógł tylko samouk mojego pokroju - prawdziwy mąż stanu i patriota lokalny (wszak kaczki karmię i wróble na okolicznych stawach zamieszkałe).
Ameryki zapewne nie odkryłem, ale zapisuję poniżej, co postanowiłem.

Keiki ratować należy przykładając do tego wszelakich starań, walczyć do ostatniego listka jak za ojczyznę naszą, a w razie potrzeby umrzeć na szańcu z pieśnią w ustach.

Jako, że wojen drewnianymi karabinami i rakietami z rolek papieru toaletowego nie wygramy, należało na samym początku wytoczyć działo ciężkiego kalibru (jak moja głowa po 4-paku Żuberka).
Pewnie w tym momencie wielu pomyśli, że piątej klepki mnie brakuje, ale spokojnie, miałem na myśli jedynie szklarnię domowej roboty.

Zrobiłem ją w 5 sekund.
W tyle, to nawet psuedo zupka chińska się nie zagotuje.
Wszystko dzięki pomocy pewnej wegetarianki, która w lodówce trzymała pomidorki koktajlowe luksusowe prosto z krajów beneluxu przywiezione.
W zgrabnym pojemniku transparentnym, z przykrywką ze dziurką.
Idealny dom dla moich osieroconych roślin.
Wielkości doniczki 9 plus wieczko, czego chcieć więcej.
Zrobić kilka dziurek odpływowych na spodzie i konstrukcja gotowa.
Proste rozwiązania są zawsze najlepsze.

Jako podłoże sphagnum, które zmieniane będzie co 6 miesięcy na wszelaki wypadek (przesiąka nawozem, solami, osadem z wody, etc.).
Nie będzie moczone, a jedynie zwilżane strzykawką.

Po zamontowaniu keiki pomyślałem, że podobnie spróbuję z Angraecum didieri, które w maju zakupiłem bez korzeni.
Wytworzyło do tego czasu kilka, ale zima dała mu w kość i zaczął nieco marszczyć liście.

Minął już tydzień ponad od kiedy poszedłem na wojnę.
Jak na razie wygrywam ja, choć nieśmiało - Angraecum zaczęło przedłużać jeden z korzeni, keiki choć bez korzeni nie wykazują ani krzty śladu odwodnienia.

Jak potoczą się losy roślin dowiecie się w kolejnym odcinku.
Myślę, że za kilka miesięcy będzie można zobaczyć go na najbardziej oryginalnym i zakręconym jak świński ogonek blogu.

Nie przedłużam, zapraszam do degustacji zdjęć, bo to pewnie o nie nielicznym, którzy mają tu siłę dalej wchodzić i czytać to.
Przyznaję, że sam nie mam nigdy mocy czytać po napisaniu swoich wypocin.
Pewnie schowałbym się w szafie i udawał wieszak do ubrań ze wstydu przed światem.










Komentarze

  1. Jak często zwilżasz /spryskujesz strzykawką podłoże? Czyżby keiki były tylko położone na sphagnum a nie posadzone w nim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma konkretnego schematu w przypadku sphagnum - sprawdzam czy przeschło i dopiero potem można myśleć o ponownym zwilżeniu. Zajmie to raz tydzień, raz półtora.

      Keiki nie są wsadzone do mchu, nie mają praktycznie korzeni (są jakieś króciaki), nie chcę doprowadzić do utrzymywania się zbytniej wilgoci na wysokości trzonu, jego zagnicia.
      Korzenie jak już zaczną rosnąć, to same się w nim zagłębią.
      Poziom wilgotności jest i tak spory, bo woda skrapla się na ściankach, paruje, więc pobierają wodę z powietrza - wszak wcześniej rosły na roślinie matecznej i też nie miały styczności z podłożem (pomijam aspekt tego, że soki dostarczane były "dożylnie" pędem).

      Usuń
    2. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Szkoda że tak późno ten post może udałoby mi się tym sposobem uratować tetraspisa c1.

      Usuń
    3. Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Szkoda że tak późno ten post może udałoby mi się tym sposobem uratować tetraspisa c1.

      Usuń
    4. Było pisać PW na stronie bloga, prędzej czy później bym odpisał (bo nie zawsze mam chwilę) i pomógł gdybym potrafił ;)

      Usuń
  2. Też jestem ciekawa co ile zwilżać.. A czy tam nie będzie za mokro? Przy moim szczęściu pogniłyby korzenie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz sprawdzać paluchem czy mech już niemal przesechł i to raczej mocno.
      Pewnie o tej porze roku nie ma sensu częściej niż raz na 10 dni.
      Jeśli zwilżysz delikatnie, bez "lania" wody, a mech będzie jedynie wilgotny po całej operacji, nic nie powinno się stać. To naprawdę nie jest żadna czarna magia :)

      Usuń
  3. Potrzeba matką wynalazków :) ja mam uciętą flaszeczkę po napoju i całość stoi w akwarium. Goska Noc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty poszłaś krok dalej - jak dla mnie akwarium bez rybek to jak słoń bez trąby ;)

      Usuń
  4. Nie ma co się wstydzić swojego pisarstwa. Ja się śmieję do rozpuku:D I na pewno nie jestem jedyna, której od tego lepiej:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz