Epidendrum nocturnum, a właściwie Epidendrum nocturnum Flor Grande x self.
Roślinę kupiłem wysyłkowo u Lucke we wrześniu ubiegłego roku.
Przyjechała z pędem kwiatowym, który roślina niestety zasuszyła.
Nie tylko zresztą pęd, bo dotarła z jakąś "infekcją", która początkowo powodowała zasychanie stożków wzrostu u najmłodszych przyrostów, a w efekcie prowadziła do zasychania ich całych.
Po krótkiej kuracji Epidendrum zakwitło ze starego, kilkucentymetrowego przyrostu.
Pojedynczy kwiat utrzymuje się już 2 tygodnie i ma średnicę około 10 cm.
Początkowo listki okółka ma żółte by potem zewnętrzne wybarwić na kolor zbliżony do musztardy wymieszanej z miodem (swoją drogą uwielbiam taki sos).
Rozwidlona warżka jest koloru czysto białego.
Kwiat, choć jak nazwa wskazuje winien pachnieć w nocy, obecnie jest jednak zbyt delikatny bym mógł cokolwiek o nim napisać.
Roślina posadzona do doniczki o średnicy 9 cm, w bardzo drobną Orchiatę.
Podłoże staram się utrzymywać lekko wilgotne, choć pozwalam mu przesychać między moczeniami ( co de facto zajmuje około 2 tygodni).
Epidendrum na ten moment nawożę jedynie Canna Biohrizotonic.
Już widać, że rozrasta się dosłownie jak perz - wypuszcza mnóstwo nowych przyrostów.
Roślina na co dzień dumnie pręży muskuły obok okna balkonowego na regale ze sztucznym oświetleniem, doświetlana około 8 godzin na dobę.
Jak widać w zupełności wystarczyło to by doprowadzić do kwitnienia.
Słowem jeszcze o kwiatach - może nie są cudem świata jak piersi Pameli Anderson (jeszcze z lat jej świetności - pierwsze porządne silikony, które można było obejrzeć na Polsacie i to w dodatku obleczone jedynie w kostium pani ratownik), ale ich rozmiar wynoszący około 10 cm średnicy i bardzo nietypowy kształt (umówmy się, że w 90% gospodarstw domowych króluje rodzaj Phalaenopsis) wiele rekompensuje.
Jeśli dodać do tego niczym nieskrępowany pęd do rozpychania się w doniczce, mamy murowany hit.
Roślinę kupiłem wysyłkowo u Lucke we wrześniu ubiegłego roku.
Przyjechała z pędem kwiatowym, który roślina niestety zasuszyła.
Nie tylko zresztą pęd, bo dotarła z jakąś "infekcją", która początkowo powodowała zasychanie stożków wzrostu u najmłodszych przyrostów, a w efekcie prowadziła do zasychania ich całych.
Po krótkiej kuracji Epidendrum zakwitło ze starego, kilkucentymetrowego przyrostu.
Pojedynczy kwiat utrzymuje się już 2 tygodnie i ma średnicę około 10 cm.
Początkowo listki okółka ma żółte by potem zewnętrzne wybarwić na kolor zbliżony do musztardy wymieszanej z miodem (swoją drogą uwielbiam taki sos).
Rozwidlona warżka jest koloru czysto białego.
Kwiat, choć jak nazwa wskazuje winien pachnieć w nocy, obecnie jest jednak zbyt delikatny bym mógł cokolwiek o nim napisać.
Roślina posadzona do doniczki o średnicy 9 cm, w bardzo drobną Orchiatę.
Podłoże staram się utrzymywać lekko wilgotne, choć pozwalam mu przesychać między moczeniami ( co de facto zajmuje około 2 tygodni).
Epidendrum na ten moment nawożę jedynie Canna Biohrizotonic.
Już widać, że rozrasta się dosłownie jak perz - wypuszcza mnóstwo nowych przyrostów.
Roślina na co dzień dumnie pręży muskuły obok okna balkonowego na regale ze sztucznym oświetleniem, doświetlana około 8 godzin na dobę.
Jak widać w zupełności wystarczyło to by doprowadzić do kwitnienia.
Słowem jeszcze o kwiatach - może nie są cudem świata jak piersi Pameli Anderson (jeszcze z lat jej świetności - pierwsze porządne silikony, które można było obejrzeć na Polsacie i to w dodatku obleczone jedynie w kostium pani ratownik), ale ich rozmiar wynoszący około 10 cm średnicy i bardzo nietypowy kształt (umówmy się, że w 90% gospodarstw domowych króluje rodzaj Phalaenopsis) wiele rekompensuje.
Jeśli dodać do tego niczym nieskrępowany pęd do rozpychania się w doniczce, mamy murowany hit.
Komentarze
Prześlij komentarz