Epidendrum melanoporphyreum

Epidendrum melanoporphyreum to roślina tak magiczna, jak trudna do wymówienia jest jej nazwa.

Zakupiona rok temu, kwiatami uraczyła mnie tydzień temu.

Na początku długo stała w miejscu, dopiero przesadzenie jej do podłoża, które stale było choć minimalnie wilgotne dało efekt w postaci nowego przyrostu, którego zaczątek pojawił się w lipcu.
Do września urósł na dosłownie kilka milimetrów, by potem wystrzelić pod sam sufit niemalże (no dobra, może trochę przesadzam, ale prędkość nabierania masy była naprawdę niesamowita).

Roślina toleruje i stanowisko delikatnie zacienione i pełne południowe słońce, przy czym im większe słońce, a co za tym idzie i wyższa temperatura, tym bardziej należałoby pamiętać o zapewnieniu odpowiedniej wilgotności i ruchu powietrza.

Na uwagę ten gatunek zasługuje nie tylko ze względu na bardzo kontrastowe wybarwienie kwiatów, ale i liści, których spodnia warstwa jest fioletowa, a wierzch ciemnozielony.

Roślina raczej dla konesera.
Kwiaty nie pachną, w stosunku do całej rośliny są bardzo drobne i niepozorne.

Wiem, że zdjęcia nie są takie jak zawsze, a rośliny zakurzone.
Remont w pełni, w zasadzie to nie mam już nawet 1 pomieszczenia, w którym mógłbym sam jako tako egzystować.
Na wiosnę ruszę z sesjami wykonywanymi z balkonu, na tle zieleni.
A do tego czasu... Musicie mi ten spadek formy wybaczyć.







Komentarze